W Pokoju Wspólnym Gryfonów
jeszcze nigdy nie było takiego zamieszania. Wszyscy szeptali po kątach, lub
głośno wyrażali co sądzą o ostatnich wydarzeniach. Opłakiwali straty, lub
cieszyli się wolnością. Siedzieli w samotności, lub w dużych grupkach, które robiły
najwięcej zamieszania. Część uczniów zdecydowała się odprężyć: grali w
Eksplodującego Durnia, Szachy Czarodziejów i odpalali fajerwerki nabyte w
Magicznych Produktach Weasley’ów.
Pośród tego całego harmideru nie
dało się nie zauważyć postaci otoczonej przez grono słuchaczy. Przecież KAŻDY
chciał zamienić choć słowo z Harrym Potterem, Chłopcem-Który-Przeżył.
Po pamiętnej Bitwie o Hogwart
minęły zaledwie dwa miesiące. Większość zdążyła otrząsnąć się z szoku, jakim
była strata bliskich, czy też pokonanie Czarnego Pana. A życie w Hogwarcie…
Cóż, życie w Hogwarcie najwyraźniej wróciło.
Minerwa McGonagall już tydzień po
wielkiej bitwie przystąpiła do pracy. Przy odnawianiu szkoły pomagało wielu
wyśmienitych magów. Czarodzieje pracowali przez miesiąc i jakoś udało im się
przywrócić szkole dawną świetność.
- Harry! Harry! Hej, Harry! –
Chłopiec-Wybraniec odwrócił głowę od zafascynowanej nim pierwszoklasistki i
spojrzał w odwrotną stronę. Przeciskała się ku niemu Hermiona Granger, jego
najlepsza przyjaciółka. Na jej twarzy malowała się radość. A może była to ulga?
W końcu zyskała dodatkowy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie, a teraz nic nie wzbudzało jej paniki bardziej niż fakt, że nie
zaliczyła siódmego roku nauki, tym samym owutemów. Zrobiła do niego minę i
pociągnęła go za ramię wskazując ustronny kącik, gdzie nie było ciekawskich
jedenastolatek. Harry skinął głową.
- Przepraszam cię, Margaret,
muszę porozmawiać z Hermioną – widział, jak niebieskie oczy pierwszaczki
rozszerzają się, gdy usłyszała kolejne sławne imię. – Następnym razem opowiem
ci o bazyliszku. Dobrze? – Dziewczynka nieśmiało kiwnęła głową, a Harry podążył
w kierunku wskazanym mu wcześniej przez Hermionę.
Stała nad dużym, czerwonym
fotelem i najwyraźniej spierała się z Ronem. Harry przewrócił oczami. Wszystko
wracało do normy.
- … i dobrze wiesz, że bez
owutemów nawet sława nie pozwoliłaby ci znaleźć odpowiedniej posady! – Hermiona
była wyraźnie oburzona ignorancją Rona. – Chyba nie chcesz całe życie mieszkać
w Norze?! Twojej matce należy się chwila odpoczynku od ciebie, Ronald. Oto
odpowiedź na twoje pytanie.
- A jak ono brzmiało? – zapytał
Harry włączając się do rozmowy i wygodnie usadzając się na złotym siedzisku.
Hermiona uśmiechnęła się z wyższością i opadła na podłogę obok fotelu Rona.
- Ronald chciał wiedzieć,
dlaczego poprosiłam profesor McGonagall, aby pozwoliła uczniom powtórzyć
poprzedni rok. Rozumiesz chyba, Harry, że przy naukach Alecto i Amycusa Carrow
uczniowie, hmm, nie byli zbyt zaangażowani w naukę, a część z nich musiała się
ukryć ze względu na pochodzenie. Przedstawiłam te argumenty profesor McGonagall
i całkowicie przyznała mi rację.
- Tak, ale gdyby nie ty… - zaczął
Ron, ale Hermiona zdążyła mu przerwać.
- Gdyby nie ja to teraz
ślęczałbyś za biurkiem w Ministerstwie na najniższej pozycji, którą zdobyłeś
tylko dlatego, że Kingsley jest teraz Ministrem Magii. – Słowa te mogły wydać
się ostre, lub niemiłe, ale cały efekt został zniszczony przez czułe spojrzenie
jakim Hermiona obdarzyła najmłodszego syna Weasley’ów. Harry postanowił przejść
do rzeczy, zanim zbiorą się nowi uczniowie z prośbami o autografy.
- Hermiono, dlaczego mnie
wołałaś? – Hermiona spojrzała na niego nieprzytomnie, ponieważ Ron właśnie
pocałował ją z uwielbieniem. Zaraz jednak otrząsnęła się.
- Och, chciałam jedynie załatwić
ci chwilę spokoju. Ani podczas Uczty Powitalnej, ani w Pokoju Wspólnym nie
dawali ci chwili na myślenie, więc… - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Po
chwili przyjęła poważny wyraz twarzy. – Od jutra zaczynamy naukę. Wszyscy. –
Zaakcentowała ostatnie słowo i spojrzała znacząco na Rona, ten udał jednak, że
nie wie o co jej chodzi.
Harry postanowił zostawić ich na
chwilę samych. Pomyślał, że dwójka jego najlepszych przyjaciół także nie miała
zbyt wiele czasu tylko dla siebie. Stwierdził, że mały spacer po prawdopodobnie
pustych korytarzach Hogwartu – większość początek roku szkolnego spędzała w
dormitoriach – dobrze mu zrobi.
Pożegnał się krótko z Ronem i
Hermioną, którzy ledwo to zauważyli i przeszedł przez dziurę pod portretem. Tu
było zdecydowanie ciszej.
A może by tak – myślał Harry – jeszcze
raz skorzystać z łazienek prefektów? Tam na pewno zaznam spokoju, odpocznę od
całego zgiełku i jutro wrócę do szkolnego rytmu z uśmiechem na twarzy.
Z tą myślą ruszył korytarzem.
Po drodze słyszał wiele uwag i
pochwał w swoim kierunku, ponieważ każdy z portretów chciał zaskarbić sobie
uwagi chłopca, który przecież obrósł już legendą. Ten zaś chłopiec dziękował im
uśmiechami i krótkimi skinięciami głową. Już skręcał w ostatni korytarz
prowadzący do łazienki prefektów, gdy ciszę przeszył cichy dźwięk. Ni to głos,
ni to syk.
- Potter.
Harry odwrócił się. Z początku
nikogo nie zauważył, ale zaraz, jak z pod ziemi, wyrósł przed nim Draco Malfoy.
Wybraniec uśmiechnął się lekko.
Gdyby sześć lat temu ktoś mu
powiedział, że uśmiechnie się na widok Dracona wybuchnąłby mu śmiechem w twarz.
Teraz jednak on i młody Malfoy zawarli coś w rodzaju rozejmu, a nawet – odkąd
Harry oddał Draco jego różdżkę – można powiedzieć, że darzyli się sympatią. Doś
minimalistyczną sympatią.
- O co chodzi Draco? Zgubiłeś
się? – Harry nie mógł powstrzymać się od lekko złośliwego pytania i
najwyraźniej Ślizgom podzielał jego potrzeby.
- Przykro mi cię zaskakiwać,
Potter – wyrzucił z siebie – ale mam potrzebę utrzymywania higieny osobistej. –
Dracon skinął głową w stronę korytarza, którym miał zamiar podążyć Harry. – Idę
do łazienki prefektów. Odprężyć się. – Uśmiechnął się leniwie i Harremu
przyszła do głowy zabawna myśl, że Ślizgon zaraz zaproponuje mu wspólny prysznic.
Nic takiego się jednak nie stało.
- Tak się składa – Wybraniec
postanowił walczyć o swoją chwilę prywatności – że akurat idę w tym samym
kierunku.
Malfoy gwizdnął przeciągle.
- Tiu, tiu, tiu, Potter-Wybraniec
łamie reguły? To łazienka dla prefektów. – Malfoy położył nacisk na ostatnie
słowo i wypiął dumnie pierś ze swoją odznaką.
- Widzisz, Draco – Harry postukał
palcem w odznakę Kapitana Drużyny Gryfonów na swojej piersi. – Ja też mam
dodatkowe uprawnienia.
Ze zdziwieniem zauważył, że
Malfoy’owi opadła szczęka.
- Zostałeś kapitanem? Kiedy? –
zapytał wpatrując się to w odznakę to w Harrego, jakby chciał sprawdzić, czy
ten go nie nabiera.
Gryfon prychnął cicho z
rozbawienia.
- Dwa lata temu, kiedy ty byłeś
zbyt zajęty zmienianiem swoich goryli w dziewczynki, Malfoy.
Niestety ta uwaga obu im zepsuła
nastrój. W końcu jeden z „goryli” Dracona był martwy. Ślizgon był wyraźnie
lekko przybity tą myślą, a Harremu zrobiło się głupio, że poruszył taki wątek.
- Dobra, Draco. Łazienka jest
twoja. – Na twarzy Dracona rozkwitł triumfujący uśmiech. – Na razie – dodał
Harry znacząco.
Malfoy odszedł w stronę wyśnionej
łazienki prefektów, a Harry Potter stał tam gdzie Draco go zostawił i
zastanawiał się jakim cudem nie ma ochoty wbić mu noża w plecy.