czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział I


W Pokoju Wspólnym Gryfonów jeszcze nigdy nie było takiego zamieszania. Wszyscy szeptali po kątach, lub głośno wyrażali co sądzą o ostatnich wydarzeniach. Opłakiwali straty, lub cieszyli się wolnością. Siedzieli w samotności, lub w dużych grupkach, które robiły najwięcej zamieszania. Część uczniów zdecydowała się odprężyć: grali w Eksplodującego Durnia, Szachy Czarodziejów i odpalali fajerwerki nabyte w Magicznych Produktach Weasley’ów.
Pośród tego całego harmideru nie dało się nie zauważyć postaci otoczonej przez grono słuchaczy. Przecież KAŻDY chciał zamienić choć słowo z Harrym Potterem, Chłopcem-Który-Przeżył.
Po pamiętnej Bitwie o Hogwart minęły zaledwie dwa miesiące. Większość zdążyła otrząsnąć się z szoku, jakim była strata bliskich, czy też pokonanie Czarnego Pana. A życie w Hogwarcie… Cóż, życie w Hogwarcie najwyraźniej wróciło.
Minerwa McGonagall już tydzień po wielkiej bitwie przystąpiła do pracy. Przy odnawianiu szkoły pomagało wielu wyśmienitych magów. Czarodzieje pracowali przez miesiąc i jakoś udało im się przywrócić szkole dawną świetność.
- Harry! Harry! Hej, Harry! – Chłopiec-Wybraniec odwrócił głowę od zafascynowanej nim pierwszoklasistki i spojrzał w odwrotną stronę. Przeciskała się ku niemu Hermiona Granger, jego najlepsza przyjaciółka. Na jej twarzy malowała się radość. A może była to ulga? W końcu zyskała dodatkowy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, a teraz nic nie wzbudzało jej paniki bardziej niż fakt, że nie zaliczyła siódmego roku nauki, tym samym owutemów. Zrobiła do niego minę i pociągnęła go za ramię wskazując ustronny kącik, gdzie nie było ciekawskich jedenastolatek. Harry skinął głową.
- Przepraszam cię, Margaret, muszę porozmawiać z Hermioną – widział, jak niebieskie oczy pierwszaczki rozszerzają się, gdy usłyszała kolejne sławne imię. – Następnym razem opowiem ci o bazyliszku. Dobrze? – Dziewczynka nieśmiało kiwnęła głową, a Harry podążył w kierunku wskazanym mu wcześniej przez Hermionę.
Stała nad dużym, czerwonym fotelem i najwyraźniej spierała się z Ronem. Harry przewrócił oczami. Wszystko wracało do normy.
- … i dobrze wiesz, że bez owutemów nawet sława nie pozwoliłaby ci znaleźć odpowiedniej posady! – Hermiona była wyraźnie oburzona ignorancją Rona. – Chyba nie chcesz całe życie mieszkać w Norze?! Twojej matce należy się chwila odpoczynku od ciebie, Ronald. Oto odpowiedź na twoje pytanie.
- A jak ono brzmiało? – zapytał Harry włączając się do rozmowy i wygodnie usadzając się na złotym siedzisku. Hermiona uśmiechnęła się z wyższością i opadła na podłogę obok fotelu Rona.
- Ronald chciał wiedzieć, dlaczego poprosiłam profesor McGonagall, aby pozwoliła uczniom powtórzyć poprzedni rok. Rozumiesz chyba, Harry, że przy naukach Alecto i Amycusa Carrow uczniowie, hmm, nie byli zbyt zaangażowani w naukę, a część z nich musiała się ukryć ze względu na pochodzenie. Przedstawiłam te argumenty profesor McGonagall i całkowicie przyznała mi rację.
- Tak, ale gdyby nie ty… - zaczął Ron, ale Hermiona zdążyła mu przerwać.
- Gdyby nie ja to teraz ślęczałbyś za biurkiem w Ministerstwie na najniższej pozycji, którą zdobyłeś tylko dlatego, że Kingsley jest teraz Ministrem Magii. – Słowa te mogły wydać się ostre, lub niemiłe, ale cały efekt został zniszczony przez czułe spojrzenie jakim Hermiona obdarzyła najmłodszego syna Weasley’ów. Harry postanowił przejść do rzeczy, zanim zbiorą się nowi uczniowie z prośbami o autografy.
- Hermiono, dlaczego mnie wołałaś? – Hermiona spojrzała na niego nieprzytomnie, ponieważ Ron właśnie pocałował ją z uwielbieniem. Zaraz jednak otrząsnęła się.
- Och, chciałam jedynie załatwić ci chwilę spokoju. Ani podczas Uczty Powitalnej, ani w Pokoju Wspólnym nie dawali ci chwili na myślenie, więc… - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się. Po chwili przyjęła poważny wyraz twarzy. – Od jutra zaczynamy naukę. Wszyscy. – Zaakcentowała ostatnie słowo i spojrzała znacząco na Rona, ten udał jednak, że nie wie o co jej chodzi.
Harry postanowił zostawić ich na chwilę samych. Pomyślał, że dwójka jego najlepszych przyjaciół także nie miała zbyt wiele czasu tylko dla siebie. Stwierdził, że mały spacer po prawdopodobnie pustych korytarzach Hogwartu – większość początek roku szkolnego spędzała w dormitoriach – dobrze mu zrobi.
Pożegnał się krótko z Ronem i Hermioną, którzy ledwo to zauważyli i przeszedł przez dziurę pod portretem. Tu było zdecydowanie ciszej.
A może by tak – myślał Harry – jeszcze raz skorzystać z łazienek prefektów? Tam na pewno zaznam spokoju, odpocznę od całego zgiełku i jutro wrócę do szkolnego rytmu z uśmiechem na twarzy.
Z tą myślą ruszył korytarzem.
Po drodze słyszał wiele uwag i pochwał w swoim kierunku, ponieważ każdy z portretów chciał zaskarbić sobie uwagi chłopca, który przecież obrósł już legendą. Ten zaś chłopiec dziękował im uśmiechami i krótkimi skinięciami głową. Już skręcał w ostatni korytarz prowadzący do łazienki prefektów, gdy ciszę przeszył cichy dźwięk. Ni to głos, ni to syk.
- Potter.
Harry odwrócił się. Z początku nikogo nie zauważył, ale zaraz, jak z pod ziemi, wyrósł przed nim Draco Malfoy. Wybraniec uśmiechnął się lekko.
Gdyby sześć lat temu ktoś mu powiedział, że uśmiechnie się na widok Dracona wybuchnąłby mu śmiechem w twarz. Teraz jednak on i młody Malfoy zawarli coś w rodzaju rozejmu, a nawet – odkąd Harry oddał Draco jego różdżkę – można powiedzieć, że darzyli się sympatią. Doś minimalistyczną sympatią.
- O co chodzi Draco? Zgubiłeś się? – Harry nie mógł powstrzymać się od lekko złośliwego pytania i najwyraźniej Ślizgom podzielał jego potrzeby.
- Przykro mi cię zaskakiwać, Potter – wyrzucił z siebie – ale mam potrzebę utrzymywania higieny osobistej. – Dracon skinął głową w stronę korytarza, którym miał zamiar podążyć Harry. – Idę do łazienki prefektów. Odprężyć się. – Uśmiechnął się leniwie i Harremu przyszła do głowy zabawna myśl, że Ślizgon zaraz zaproponuje mu wspólny prysznic. Nic takiego się jednak nie stało.
- Tak się składa – Wybraniec postanowił walczyć o swoją chwilę prywatności – że akurat idę w tym samym kierunku.
Malfoy gwizdnął przeciągle.
- Tiu, tiu, tiu, Potter-Wybraniec łamie reguły? To łazienka dla prefektów. – Malfoy położył nacisk na ostatnie słowo i wypiął dumnie pierś ze swoją odznaką.
- Widzisz, Draco – Harry postukał palcem w odznakę Kapitana Drużyny Gryfonów na swojej piersi. – Ja też mam dodatkowe uprawnienia.
Ze zdziwieniem zauważył, że Malfoy’owi opadła szczęka.
- Zostałeś kapitanem? Kiedy? – zapytał wpatrując się to w odznakę to w Harrego, jakby chciał sprawdzić, czy ten go nie nabiera.
Gryfon prychnął cicho z rozbawienia.
- Dwa lata temu, kiedy ty byłeś zbyt zajęty zmienianiem swoich goryli w dziewczynki, Malfoy.
Niestety ta uwaga obu im zepsuła nastrój. W końcu jeden z „goryli” Dracona był martwy. Ślizgon był wyraźnie lekko przybity tą myślą, a Harremu zrobiło się głupio, że poruszył taki wątek.
- Dobra, Draco. Łazienka jest twoja. – Na twarzy Dracona rozkwitł triumfujący uśmiech. – Na razie – dodał Harry znacząco.
Malfoy odszedł w stronę wyśnionej łazienki prefektów, a Harry Potter stał tam gdzie Draco go zostawił i zastanawiał się jakim cudem nie ma ochoty wbić mu noża w plecy.