SHOOK: DAYS OF CANDY SPEKTAKULARNĄ KATASTROFĄ!
08 września 2019
Skandale
bulbul fm | candy minge | imani | vante | days of candy | próbowałem otagować wszystkich ale za dużo znaków sorry

Takiego obrotu spraw chyba nie spodziewał się nikt. Hucznie zapowiadany, trzydniowy festiwal Days of Candy, którego kuratorką jest Candy Minge, pobił wszelkie rekordy. Nie jest to jednak powód do dumy. W wydarzeniu uczestniczyło bowiem jedynie 37 osób. Jak do tego w ogóle doszło i dlaczego nie odwołano festiwalu?
Winowajczynią jest oczywiście oderwana od rzeczywistości Minge, która ustaliła kosmicznie wysokie ceny karnetów na wydarzenie. Artystka myślała, że każdy może wydać lekką ręką 55 tysięcy dolarów na trzydniową wejściówkę (warto dodać, że bilety na pojedyncze dni nigdy nie trafiły do sprzedaży; przyp. red.). Głowa SGR była święcie przekonana, że cała dostępna pula wyprzeda się jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu, dlatego karnetów nie można było już nabyć w trakcie trwania wydarzenia. Minge była pewna, że wejściówki sprzedają się jak świeże bułeczki, dlatego też nie zleciła nikomu prowadzenia trackingu ich sprzedaży. O faktycznej liczbie uczestników wszyscy dowiedzieli się dopiero podczas pierwszego dnia trwania Days of Candy.
Na próżno szukać zdjęć, filmików lub recenzji z festiwalu. Minge nie zatrudniła profesjonalnego, oficjalnego fotografa festiwalu, twierdząc, że sama zrobi zdjęcia swoim iPadem pierwszej generacji (artystka do tej pory nie opublikowała żadnych zdjęć; przyp. red.). Odmówiła ona także udzielenia jakichkolwiek akredytacji - tj. fotografom, dziennikarzom, gwiazdom, influencerom, osobom z otoczenia artystów, którzy występowali - argumentując swoją decyzję tym, że bilety były dostępne w sprzedaży. Na terenie festiwalu obowiązywało „no phones and no photos policy”, a jedyne zdjęcia, które obiegły internet po tym jak wyciekł je portal TMZ, zostały zrobione ukradkiem.
Zważywszy na to, że do sprzedaży trafiło aż 45 tysięcy karnetów, wynoszący nieco ponad 2 miliony dolarów zysk z 37 karnetów, których udało się pozbyć, jest dość imponujący. Zebrana suma pozwoliła pokryć jedynie część kosztów związanych z produkcją festiwalu. Resztę potrzebnych funduszy wyłożyli główny sponsor, Bulbul FM oraz urząd miasta Seattle.
Co z samym przebiegiem festiwalu? Cóż… Część artystów wyszła na scenę tylko po to, żeby ogłosić, że nie wystąpią, inni grali od niechcenia dla samych ochroniarzy, a ci, którym się poszczęściło, mogli dać z siebie wszystko dla dwucyfrowo-osobowej publiczności. Jedynie kilku uczestników wydarzenia nie było na tyle zażenowanych, żeby zdać nam raport z Days of Candy, który niestety nie obejmuje wszystkich koncertów.

Według relacji świadków, pierwszy dzień Days of Candy był kompromitacją na wielu płaszczyznach. Wymiana biletów na opaski festiwalowe trwała tak długo, że jedynie nieliczni zdążyli na występ FANNY, która otworzyła cały festiwal na scenie Luxe. YUNA, która jako pierwsza wystąpiła na Bulbul FM Main Stage, nie zdołała przyciągnąć ani jednego widza. Festiwalowicze woleli w tym samym czasie oglądać koncert ANNY POWIERZY na Prism Stage lub delektować się niskiej jakości klopsem jajecznym w ubogiej strefie gastronomicznej. Pierwszą opcję wybrała ANABEL, która spóźniła się na swój własny koncert aż kwadrans, niezręcznie tłumacząc się na scenie, że koniecznie musiała ruszyć w pogo, kiedy usłyszała hity z „Potwora Sławy”.
Później wcale nie było lepiej. Wprawdzie w chwili wyjścia na scenę z ust FKA BRATZ kipiało ekscytacją, sytuacja zmieniła się, gdy artystka - jak sama przyznaje - spotkała się z absolutnym brakiem widowni. Mimo to, zgodnie z podpisaną umową, odbębniła koncert, grając dla samej siebie (ochroniarze ponoć zrobili sobie wtedy przerwę; przyp. red.). Podczas występu, FKA BRATZ złamała obcas i nieudolnie kuśtykała przez znaczną część widowiska, klnąc co chwilę pod nosem. W tym samym czasie miał miejsce debiut projektu FACADE - supergrupy, którą tworzą CANDY MINGE, DEV MOON i zmarła przed kilkoma laty FATIMA. Ponoć koncert wystartował z przytupem, jednak sprawy szybko nabrały innego obrotu. Hologram FATIMY był na tyle realistyczny, że MOON w pewnym momencie osłupiał i zaczął histerycznie płakać, myśląc, że naprawdę widzi swoją koleżankę. Niewzruszona, sapiąca ze zmęczenia (???; przyp. red.) MINGE próbowała odwrócić od niego uwagę kilkuosobowej publiczności, bezskutecznie zachęcając do skakania i klaskania. MOON nie zdołał się do końca opanować nawet do czasu swojego solowego występu, który zaczął się nieco ponad godzinę później, kiedy to popłakiwał między wykonywanymi piosenkami.
Dzień zakończył koncert IMANI. Wcześniej jednak, zaplanowany na dwie godziny przed główną gwiazdą, występ JENNY'EGO FLACKO na Prism Stage został odwołany w ostatniej chwili z powodu rzekomej nagłej choroby rapera, który został później zauważony, jak koczował pod barierkami na headlinerkę. Oprócz niego, IMANI przywitało dziewięć innych osób, licząc z okrywającym z zażenowania twarz managerem raperki. Gdy ona to zobaczyła wchodząc na scenę, przerwała w połowie wypowiadane zdanie Days of Candy, how- i się skrzywiła. Po chwili jednak zdecydowała się na rozpoczęcie koncertu od największych hitów ze swojego katalogu, „Period” oraz nowego singla „Haute”, licząc, że przyciągnie tym nowych widzów. Wspięła się nawet na rusztowanie, by wydać niezadowolone westchnienie zwieńczone let's go, które nie spotkało się z jakąkolwiek reakcją publiki. To złamało raperkę, która później przyznała, że zrobiło jej się łyso jak YUNIE - IMANI zakończyła występ po dwóch piosenkach i uciekła z płaczem na backstage.

Drugi dzień, o dziwo, wcale nie był porażką podobnego kalibru. Jak relacjonuje kilkoro uczestników festiwalu, brali oni udział w aż dwóch udanych koncertach. Pierwszym z nich był występ GIOVANY na scenie Luxe. Piosenkarka chwilę po pierwszym wejściu na scenę udała się z powrotem za kulisy, aby upewnić się, że rozpoczęła o właściwym czasie. Gdy dostała potwierdzenie, przyznała do mikrofonu, którego przez przypadek nie wyłączyła, że podobała jej się idea zagrania intymnego koncertu, po czym wróciła na scenę, żeby wykonać materiał ze swojego debiutanckiego albumu. Po występie GIOVANA zeszła do fanów, żeby z nimi porozmawiać i zrobić z nimi zdjęcia swoim przemyconym telefonem (przypominamy o „no phones and no photos policy”; przyp. red.). Drugi w pełni udany koncert tego dnia odbył NATHANIEL REVELL, który podzielił swój występ na dwie części. Pierwsza z nich była balladowa, skupiona wokół jego wokalu i pianina, zaś druga pełna energii, z udziałem tancerzy. REVELL wydawał się nie mieć problemu z wielkością widowni i zadedykował całej trzydziestce przybyłych swój mega-hit „beautiful summer”. Między dwoma częściami koncertu, artysta poświęcił chwilę, by przeprosić HYORI i wygłosić krótką mowę o jedności artystów, po czym premierowo wykonał piosenkę „make love not war”.
Tyle jednak z pozytywów. Szumnie zapowiadany debiut pełnowymiarowego koncertu hologramu FATIMY nie odbył się zgodnie z planem ze względu na to, jakie emocje dzień wcześniej wywołał występ FACADE. Zamiast hologramu, kilkudziesięciu widzów mogło podziwiać wspaniałe animacje z piosenkarką wyświetlane na rzutniku, z widocznym paskiem stanu Windows XP. FATIMĘ można było powspominać jedynie przez połowę planowanego czasu, bo wtedy właśnie nastąpiło zwarcie, które spowodowało niewielki pożar na scenie, który na szczęście udało się szybko opanować. To jednak spowodowało komplikacje, przez które zamknięto Luxe Stage wcześniej, przez co NIKASHE była zmuszona odwołać koncert. Garstka festiwalowiczów nie miała zatem w czym wybierać i udała się na debiutancki set SKINNY FETUS w roli DJ-ki. Obecni mogli się wyszaleć do nieudolnie zmiksowanych singli Liv Orthe z deep cutami PanaJudaszka, nightcore'owego remixu „Małej Chinki na gondoli” oraz innych smaczków. Przynajmniej do czasu. Artystka wylała na konsolę grochówkę, którą ostentacyjnie siorbała w trakcie występu, i musiała zakończyć set 10 minut przed czasem.
Bulbul FM Main Stage zamknął headliner, VANTE. Na minuty przed występem zapanował mrok i głucha cisza - głównie dlatego, że większość uczestników festiwalu opuściła teren Seattle Center po zniesmaczających ekscesach FETUS. Mimo ośmiu osób czekających pod sceną, obserwujący wszystko z backstage'u VANTE był wniebowzięty, bo nigdy nie widział tak dużej widowni. Zanim jednak raper zdążył wejść na scenę, publika rozeszła się, myśląc, że nastąpiła kolejna awaria sprzętu. Artysta zagrał koncert tylko dla stojącej przy barierkach HYORI, która bardzo ochoczo mu dopingowała i jako jedyna przesłuchała całego „Phoenixa”. Koncert zakończył dziwny live pokaz, którego szczegóły nie są bliżej znane, po którym VANTE został ściągnięty siłą ze sceny przez zamaskowanych ludzi w długich czarnych płaszczach, na czele których stała osoba w przebraniu ducha.

Sytuacja po koncercie FATIMY została opanowana i wszystko, co zostało zaplanowane, mogło się normalnie odbyć na Luxe Stage. Ostatni dzień rozpoczął się od występów ewidentnie odbębnionych w celu wykonania kontraktów. Tak przynajmniej zrobiła część artystów. E-BOLA, która entuzjastycznie wjechała na scenę tęczowym gokartem, po krótkim rozejrzeniu się po widowni, powiedziała fuck it, I'm out do mikrofonu, który trzymała w dłoni, zawróciła się i odjechała. Raperkę można było później zobaczyć przechadzającą się po terenie festiwalu, a nawet na widowni na niektórych koncertach. Początkowo tylko ona obserwowała z trybun postawionych z boku Bulbul FM Main Stage mizerny występ SKINNY FETUS, która z kolei zraziła do siebie festiwalowiczów setem zagranym dzień wcześniej. Kiedy współzałożycielka SGR zauważyła, że tylko jedna osoba ogląda jej koncert, w akcie desperacji zaczęła krzyczeć z całych sił, że każdy, kto przyjdzie pod scenę, dostanie darmowego hot doga. Udało jej się przykuć zainteresowanie małej grupki osób, która po kilkunastu minutach występu doszukała się oszustwa i odeszła od sceny. FETUS skupiła zatem całą energię na E-BOLI, której kazała klaskać, którą pytała po każdej wykonanej piosence, czy dobrze się bawi. Nieporuszona E-BOLA opuściła trybuny jeszcze przed końcem setu. FETUS zakończyła występ w płaczu, jęcząc, że to jej się należał headlinerski slot. Grająca nieco ponad godzinę później na tej samej scenie HYORI zgromadziła - jak na realia Days of Candy - tłum. Niestety nie na długo, bo po pierwszym utworze festiwalowicze zorientowali się, że za chwilę swój koncert rozpoczyna KATY CEREKWICKA, więc wszyscy udali się pielgrzymką pod Prism Stage.
O dziwo były osoby - jak zamykająca tę samą scenę, na której grała CEREKWICKA, ANATEA - które jeszcze gorzej od SKINNY FETUS zniosły fakt, że praktycznie nikt nie pojawił się na ich koncertach. Po wyjściu na scenę i zobaczeniu, jak mało osób czeka na jej występ, piosenkarka upadła z wrażenia na sceniczny parkiet. Dopiero po chwili zdołała się otrząsnąć, by łaskawie wykonać jedną piosenkę, a następnie przemówić do zgromadzonych (by następnie opuścić scenę; przyp. red.). Czy to są jakieś żarty? Dziękuję za wasze zainteresowanie, ale nie ma opcji, żebym zagrała dla dwudziestu osób. Przepraszam was, że musieliście kupić bilety, by uczestniczyć w tym shit-show. Chwila, właściwie nie, to CANDY powinna was wszystkich przeprosić, mnie również. Ona jest najgorszą wyobrażalną festiwalową organizatorką. Nawet VANTE jest lepszym szefem, masakra. Dosadnie.
Podobnie do E-BOLI, występ MS MAD BARBIE także nie doszedł wcale do skutku. Gdy raperka zobaczyła, że przyszły tylko dwie osoby, skrzywiła się, rzuciła mikrofonem o ziemię, a następnie powiedziała pieprzyć ten festiwal i zaczęła twerkować w stronę niedziałającej kamery, która miała nagrywać wydarzenie. Artystka uciekła na backstage w 20 centymetrowych stripper platformach, aby rozmówić się z MINGE. W tym samym czasie niewykorzystane godzinne okienko na scenie Luxe zużytkowała NIKASHE, która pierwotnie miała zagrać dzień wcześniej. Może i zagrała dla nikogo, ale najwidoczniej wizja otrzymania czeku musiała być na tyle kusząca, że jej to nie obchodziło.
Festiwal zakończył się równie źle, co się zaczął. Większość festiwalowiczów zatruła się zakupioną na terenie festiwalu kiszką ziemniaczaną i spędziła resztę wieczoru w toi toiach. W rezultacie tylko czterem osobom udało się dotrzeć na koncert headlinerki CANDY MINGE i jej tajemniczego projektu „Main Pop Girl”. Jest ponoć ściśle powiązany z jej nadchodzącym albumem, a piosenkarka zagrała aż pięć nowych utworów. Podczas wykonywania kończącego set „Birdie Owes Me Money for My Extraordinary Contributions”, gwiazda pomyślała, że pod sceną jest wystarczająco dużo osób, żeby crowdsurfingować. Niestety nie wycelowała w garstkę widzów i upadła prosto na ziemię. Obojętni festiwalowicze odebrali to za znak, że czas udać się w stronę wyjścia.

Wiele pytań odnośnie do festiwalu pozostaje, póki co, niewyjaśnionych. Dlaczego jednak gwiazdy stawiły się na swoje występy i dowiedziały się o minimalnej frekwencji dopiero po wyjściu na scenę? Spieszymy wyjaśnić. Minge ugościła wszystkich artystów w jednym z najlepszych hotelów w Seattle, jednak zadbała o to, żeby nie mieli oni między sobą kontaktu ani nie mieli dostępu do internetu. Polityka zabronienia korzystania z telefonów na terenie festiwalu miała pomóc w tym, żeby artyści nie dowiedzieli się od osób trzecich o tym, jak Days of Candy flopnęło.
Minge ustosunkowała się do wszelkich zarzutów kierowanych w jej stronę podczas króciutkiej konferencji prasowej. Powiedziała, że wszyscy artyści otrzymali ustaloną wcześniej gażę, a pracownicy wynagrodzenie, więc nie widzi w niczym problemu i nie ma zamiaru nikogo przepraszać. Tym samym uważa, że wykonawcy, którzy nie wystąpili lub nie dali z siebie wszystkiego, po prostu gwiazdorzą i mają szczęście, że nie poniosą żadnych konsekwencji. Głowa SGR powiedziała, że festiwalowicze wiedzieli za co płacą i dostali to, co zostało im obiecane, a za ewentualne niedogodzenia w postaci odwołanych lub niskiej jakości koncertów powinni obwiniać artystów. Minge zapowiedziała, że nie rozumie, dlaczego wszyscy myślą, że Days of Candy miałoby się nie odbyć ponownie w przyszłym roku. Ponoć trwają negocjacje z potencjalnymi sponsorami, którzy mieliby pomóc ufundować kolejną edycję.
a na katastrofę klimatyczną która spowodowala palmy w seattle i piękną letnią pogodę w środku lutego to juz nikt uwagi nie zwrócił, standard
na początku miałem napisać tl;dr ale O MATKO KOCHANA TO FESTIWAL DEKADY, dawno się tak nie uśmiałem czytając artykuł, kc
zapaliłem się przez to, co działo się na days of candy, występ yuny i vante są moimi ulubionymi, niezapomniane przeżycie, dziękuję san marino, tto znaczy seattle
myslalam ze 14 lutego bedzie najgorszym dniem mojego zycia obudzilam sie w lozeczku wyspana szczesliwa i tylko z lekkim kacem cieszac sie ze sa walentynki i zastanawiajac sie jak dalej niszczyc zwiazek austina i chuchi a tu nagle moja menedzerka kaze mi wstawac i jechac na probe bo dzis koncert
nie mialam pojecia jaki ja niby gram koncert i sie poplakalam ze stresu i chcialam do mamy a ta
menedzerka do mnie ze mam sie ogarnac bo mam 31 lat no ale cos zaciagneli mnie sila i co sie okazalo? ze to najlepsze miejsce w jakim w zyciu bylam nie musialam za bardzo sie wysilac klopsik jajeczny okazal sie wrecz idealny na moja diete bulimiczna znaczy co a na samym koncu ujrzalam za kulisami jak yuna siedzi łysa i ryczy to byl idealny festiwal i oswiadczam ze za rok widzimy sie na PanieJudaszku kochani




Takiego obrotu spraw chyba nie spodziewał się nikt. Hucznie zapowiadany, trzydniowy festiwal Days of Candy, którego kuratorką jest Candy Minge, pobił wszelkie rekordy. Nie jest to jednak powód do dumy. W wydarzeniu uczestniczyło bowiem jedynie 37 osób. Jak do tego w ogóle doszło i dlaczego nie odwołano festiwalu?
Winowajczynią jest oczywiście oderwana od rzeczywistości Minge, która ustaliła kosmicznie wysokie ceny karnetów na wydarzenie. Artystka myślała, że każdy może wydać lekką ręką 55 tysięcy dolarów na trzydniową wejściówkę (warto dodać, że bilety na pojedyncze dni nigdy nie trafiły do sprzedaży; przyp. red.). Głowa SGR była święcie przekonana, że cała dostępna pula wyprzeda się jeszcze przed rozpoczęciem festiwalu, dlatego karnetów nie można było już nabyć w trakcie trwania wydarzenia. Minge była pewna, że wejściówki sprzedają się jak świeże bułeczki, dlatego też nie zleciła nikomu prowadzenia trackingu ich sprzedaży. O faktycznej liczbie uczestników wszyscy dowiedzieli się dopiero podczas pierwszego dnia trwania Days of Candy.
Na próżno szukać zdjęć, filmików lub recenzji z festiwalu. Minge nie zatrudniła profesjonalnego, oficjalnego fotografa festiwalu, twierdząc, że sama zrobi zdjęcia swoim iPadem pierwszej generacji (artystka do tej pory nie opublikowała żadnych zdjęć; przyp. red.). Odmówiła ona także udzielenia jakichkolwiek akredytacji - tj. fotografom, dziennikarzom, gwiazdom, influencerom, osobom z otoczenia artystów, którzy występowali - argumentując swoją decyzję tym, że bilety były dostępne w sprzedaży. Na terenie festiwalu obowiązywało „no phones and no photos policy”, a jedyne zdjęcia, które obiegły internet po tym jak wyciekł je portal TMZ, zostały zrobione ukradkiem.
Zważywszy na to, że do sprzedaży trafiło aż 45 tysięcy karnetów, wynoszący nieco ponad 2 miliony dolarów zysk z 37 karnetów, których udało się pozbyć, jest dość imponujący. Zebrana suma pozwoliła pokryć jedynie część kosztów związanych z produkcją festiwalu. Resztę potrzebnych funduszy wyłożyli główny sponsor, Bulbul FM oraz urząd miasta Seattle.
Co z samym przebiegiem festiwalu? Cóż… Część artystów wyszła na scenę tylko po to, żeby ogłosić, że nie wystąpią, inni grali od niechcenia dla samych ochroniarzy, a ci, którym się poszczęściło, mogli dać z siebie wszystko dla dwucyfrowo-osobowej publiczności. Jedynie kilku uczestników wydarzenia nie było na tyle zażenowanych, żeby zdać nam raport z Days of Candy, który niestety nie obejmuje wszystkich koncertów.

Według relacji świadków, pierwszy dzień Days of Candy był kompromitacją na wielu płaszczyznach. Wymiana biletów na opaski festiwalowe trwała tak długo, że jedynie nieliczni zdążyli na występ FANNY, która otworzyła cały festiwal na scenie Luxe. YUNA, która jako pierwsza wystąpiła na Bulbul FM Main Stage, nie zdołała przyciągnąć ani jednego widza. Festiwalowicze woleli w tym samym czasie oglądać koncert ANNY POWIERZY na Prism Stage lub delektować się niskiej jakości klopsem jajecznym w ubogiej strefie gastronomicznej. Pierwszą opcję wybrała ANABEL, która spóźniła się na swój własny koncert aż kwadrans, niezręcznie tłumacząc się na scenie, że koniecznie musiała ruszyć w pogo, kiedy usłyszała hity z „Potwora Sławy”.
Później wcale nie było lepiej. Wprawdzie w chwili wyjścia na scenę z ust FKA BRATZ kipiało ekscytacją, sytuacja zmieniła się, gdy artystka - jak sama przyznaje - spotkała się z absolutnym brakiem widowni. Mimo to, zgodnie z podpisaną umową, odbębniła koncert, grając dla samej siebie (ochroniarze ponoć zrobili sobie wtedy przerwę; przyp. red.). Podczas występu, FKA BRATZ złamała obcas i nieudolnie kuśtykała przez znaczną część widowiska, klnąc co chwilę pod nosem. W tym samym czasie miał miejsce debiut projektu FACADE - supergrupy, którą tworzą CANDY MINGE, DEV MOON i zmarła przed kilkoma laty FATIMA. Ponoć koncert wystartował z przytupem, jednak sprawy szybko nabrały innego obrotu. Hologram FATIMY był na tyle realistyczny, że MOON w pewnym momencie osłupiał i zaczął histerycznie płakać, myśląc, że naprawdę widzi swoją koleżankę. Niewzruszona, sapiąca ze zmęczenia (???; przyp. red.) MINGE próbowała odwrócić od niego uwagę kilkuosobowej publiczności, bezskutecznie zachęcając do skakania i klaskania. MOON nie zdołał się do końca opanować nawet do czasu swojego solowego występu, który zaczął się nieco ponad godzinę później, kiedy to popłakiwał między wykonywanymi piosenkami.
Dzień zakończył koncert IMANI. Wcześniej jednak, zaplanowany na dwie godziny przed główną gwiazdą, występ JENNY'EGO FLACKO na Prism Stage został odwołany w ostatniej chwili z powodu rzekomej nagłej choroby rapera, który został później zauważony, jak koczował pod barierkami na headlinerkę. Oprócz niego, IMANI przywitało dziewięć innych osób, licząc z okrywającym z zażenowania twarz managerem raperki. Gdy ona to zobaczyła wchodząc na scenę, przerwała w połowie wypowiadane zdanie Days of Candy, how- i się skrzywiła. Po chwili jednak zdecydowała się na rozpoczęcie koncertu od największych hitów ze swojego katalogu, „Period” oraz nowego singla „Haute”, licząc, że przyciągnie tym nowych widzów. Wspięła się nawet na rusztowanie, by wydać niezadowolone westchnienie zwieńczone let's go, które nie spotkało się z jakąkolwiek reakcją publiki. To złamało raperkę, która później przyznała, że zrobiło jej się łyso jak YUNIE - IMANI zakończyła występ po dwóch piosenkach i uciekła z płaczem na backstage.

Drugi dzień, o dziwo, wcale nie był porażką podobnego kalibru. Jak relacjonuje kilkoro uczestników festiwalu, brali oni udział w aż dwóch udanych koncertach. Pierwszym z nich był występ GIOVANY na scenie Luxe. Piosenkarka chwilę po pierwszym wejściu na scenę udała się z powrotem za kulisy, aby upewnić się, że rozpoczęła o właściwym czasie. Gdy dostała potwierdzenie, przyznała do mikrofonu, którego przez przypadek nie wyłączyła, że podobała jej się idea zagrania intymnego koncertu, po czym wróciła na scenę, żeby wykonać materiał ze swojego debiutanckiego albumu. Po występie GIOVANA zeszła do fanów, żeby z nimi porozmawiać i zrobić z nimi zdjęcia swoim przemyconym telefonem (przypominamy o „no phones and no photos policy”; przyp. red.). Drugi w pełni udany koncert tego dnia odbył NATHANIEL REVELL, który podzielił swój występ na dwie części. Pierwsza z nich była balladowa, skupiona wokół jego wokalu i pianina, zaś druga pełna energii, z udziałem tancerzy. REVELL wydawał się nie mieć problemu z wielkością widowni i zadedykował całej trzydziestce przybyłych swój mega-hit „beautiful summer”. Między dwoma częściami koncertu, artysta poświęcił chwilę, by przeprosić HYORI i wygłosić krótką mowę o jedności artystów, po czym premierowo wykonał piosenkę „make love not war”.
Tyle jednak z pozytywów. Szumnie zapowiadany debiut pełnowymiarowego koncertu hologramu FATIMY nie odbył się zgodnie z planem ze względu na to, jakie emocje dzień wcześniej wywołał występ FACADE. Zamiast hologramu, kilkudziesięciu widzów mogło podziwiać wspaniałe animacje z piosenkarką wyświetlane na rzutniku, z widocznym paskiem stanu Windows XP. FATIMĘ można było powspominać jedynie przez połowę planowanego czasu, bo wtedy właśnie nastąpiło zwarcie, które spowodowało niewielki pożar na scenie, który na szczęście udało się szybko opanować. To jednak spowodowało komplikacje, przez które zamknięto Luxe Stage wcześniej, przez co NIKASHE była zmuszona odwołać koncert. Garstka festiwalowiczów nie miała zatem w czym wybierać i udała się na debiutancki set SKINNY FETUS w roli DJ-ki. Obecni mogli się wyszaleć do nieudolnie zmiksowanych singli Liv Orthe z deep cutami PanaJudaszka, nightcore'owego remixu „Małej Chinki na gondoli” oraz innych smaczków. Przynajmniej do czasu. Artystka wylała na konsolę grochówkę, którą ostentacyjnie siorbała w trakcie występu, i musiała zakończyć set 10 minut przed czasem.
Bulbul FM Main Stage zamknął headliner, VANTE. Na minuty przed występem zapanował mrok i głucha cisza - głównie dlatego, że większość uczestników festiwalu opuściła teren Seattle Center po zniesmaczających ekscesach FETUS. Mimo ośmiu osób czekających pod sceną, obserwujący wszystko z backstage'u VANTE był wniebowzięty, bo nigdy nie widział tak dużej widowni. Zanim jednak raper zdążył wejść na scenę, publika rozeszła się, myśląc, że nastąpiła kolejna awaria sprzętu. Artysta zagrał koncert tylko dla stojącej przy barierkach HYORI, która bardzo ochoczo mu dopingowała i jako jedyna przesłuchała całego „Phoenixa”. Koncert zakończył dziwny live pokaz, którego szczegóły nie są bliżej znane, po którym VANTE został ściągnięty siłą ze sceny przez zamaskowanych ludzi w długich czarnych płaszczach, na czele których stała osoba w przebraniu ducha.

Sytuacja po koncercie FATIMY została opanowana i wszystko, co zostało zaplanowane, mogło się normalnie odbyć na Luxe Stage. Ostatni dzień rozpoczął się od występów ewidentnie odbębnionych w celu wykonania kontraktów. Tak przynajmniej zrobiła część artystów. E-BOLA, która entuzjastycznie wjechała na scenę tęczowym gokartem, po krótkim rozejrzeniu się po widowni, powiedziała fuck it, I'm out do mikrofonu, który trzymała w dłoni, zawróciła się i odjechała. Raperkę można było później zobaczyć przechadzającą się po terenie festiwalu, a nawet na widowni na niektórych koncertach. Początkowo tylko ona obserwowała z trybun postawionych z boku Bulbul FM Main Stage mizerny występ SKINNY FETUS, która z kolei zraziła do siebie festiwalowiczów setem zagranym dzień wcześniej. Kiedy współzałożycielka SGR zauważyła, że tylko jedna osoba ogląda jej koncert, w akcie desperacji zaczęła krzyczeć z całych sił, że każdy, kto przyjdzie pod scenę, dostanie darmowego hot doga. Udało jej się przykuć zainteresowanie małej grupki osób, która po kilkunastu minutach występu doszukała się oszustwa i odeszła od sceny. FETUS skupiła zatem całą energię na E-BOLI, której kazała klaskać, którą pytała po każdej wykonanej piosence, czy dobrze się bawi. Nieporuszona E-BOLA opuściła trybuny jeszcze przed końcem setu. FETUS zakończyła występ w płaczu, jęcząc, że to jej się należał headlinerski slot. Grająca nieco ponad godzinę później na tej samej scenie HYORI zgromadziła - jak na realia Days of Candy - tłum. Niestety nie na długo, bo po pierwszym utworze festiwalowicze zorientowali się, że za chwilę swój koncert rozpoczyna KATY CEREKWICKA, więc wszyscy udali się pielgrzymką pod Prism Stage.
O dziwo były osoby - jak zamykająca tę samą scenę, na której grała CEREKWICKA, ANATEA - które jeszcze gorzej od SKINNY FETUS zniosły fakt, że praktycznie nikt nie pojawił się na ich koncertach. Po wyjściu na scenę i zobaczeniu, jak mało osób czeka na jej występ, piosenkarka upadła z wrażenia na sceniczny parkiet. Dopiero po chwili zdołała się otrząsnąć, by łaskawie wykonać jedną piosenkę, a następnie przemówić do zgromadzonych (by następnie opuścić scenę; przyp. red.). Czy to są jakieś żarty? Dziękuję za wasze zainteresowanie, ale nie ma opcji, żebym zagrała dla dwudziestu osób. Przepraszam was, że musieliście kupić bilety, by uczestniczyć w tym shit-show. Chwila, właściwie nie, to CANDY powinna was wszystkich przeprosić, mnie również. Ona jest najgorszą wyobrażalną festiwalową organizatorką. Nawet VANTE jest lepszym szefem, masakra. Dosadnie.
Podobnie do E-BOLI, występ MS MAD BARBIE także nie doszedł wcale do skutku. Gdy raperka zobaczyła, że przyszły tylko dwie osoby, skrzywiła się, rzuciła mikrofonem o ziemię, a następnie powiedziała pieprzyć ten festiwal i zaczęła twerkować w stronę niedziałającej kamery, która miała nagrywać wydarzenie. Artystka uciekła na backstage w 20 centymetrowych stripper platformach, aby rozmówić się z MINGE. W tym samym czasie niewykorzystane godzinne okienko na scenie Luxe zużytkowała NIKASHE, która pierwotnie miała zagrać dzień wcześniej. Może i zagrała dla nikogo, ale najwidoczniej wizja otrzymania czeku musiała być na tyle kusząca, że jej to nie obchodziło.
Festiwal zakończył się równie źle, co się zaczął. Większość festiwalowiczów zatruła się zakupioną na terenie festiwalu kiszką ziemniaczaną i spędziła resztę wieczoru w toi toiach. W rezultacie tylko czterem osobom udało się dotrzeć na koncert headlinerki CANDY MINGE i jej tajemniczego projektu „Main Pop Girl”. Jest ponoć ściśle powiązany z jej nadchodzącym albumem, a piosenkarka zagrała aż pięć nowych utworów. Podczas wykonywania kończącego set „Birdie Owes Me Money for My Extraordinary Contributions”, gwiazda pomyślała, że pod sceną jest wystarczająco dużo osób, żeby crowdsurfingować. Niestety nie wycelowała w garstkę widzów i upadła prosto na ziemię. Obojętni festiwalowicze odebrali to za znak, że czas udać się w stronę wyjścia.

Wiele pytań odnośnie do festiwalu pozostaje, póki co, niewyjaśnionych. Dlaczego jednak gwiazdy stawiły się na swoje występy i dowiedziały się o minimalnej frekwencji dopiero po wyjściu na scenę? Spieszymy wyjaśnić. Minge ugościła wszystkich artystów w jednym z najlepszych hotelów w Seattle, jednak zadbała o to, żeby nie mieli oni między sobą kontaktu ani nie mieli dostępu do internetu. Polityka zabronienia korzystania z telefonów na terenie festiwalu miała pomóc w tym, żeby artyści nie dowiedzieli się od osób trzecich o tym, jak Days of Candy flopnęło.
Minge ustosunkowała się do wszelkich zarzutów kierowanych w jej stronę podczas króciutkiej konferencji prasowej. Powiedziała, że wszyscy artyści otrzymali ustaloną wcześniej gażę, a pracownicy wynagrodzenie, więc nie widzi w niczym problemu i nie ma zamiaru nikogo przepraszać. Tym samym uważa, że wykonawcy, którzy nie wystąpili lub nie dali z siebie wszystkiego, po prostu gwiazdorzą i mają szczęście, że nie poniosą żadnych konsekwencji. Głowa SGR powiedziała, że festiwalowicze wiedzieli za co płacą i dostali to, co zostało im obiecane, a za ewentualne niedogodzenia w postaci odwołanych lub niskiej jakości koncertów powinni obwiniać artystów. Minge zapowiedziała, że nie rozumie, dlaczego wszyscy myślą, że Days of Candy miałoby się nie odbyć ponownie w przyszłym roku. Ponoć trwają negocjacje z potencjalnymi sponsorami, którzy mieliby pomóc ufundować kolejną edycję.
Czy Days of Candy faktycznie było aż taką klapą? Czy festiwal odbędzie się ponownie za rok? Czy Anabel wyłoży pieniądze ze spadku po Liv Orthe, żeby sprowadzić PanaJudaszka?





3 osoby uważają tę wypowiedź za fajną!

Candy Minge
: oczywiscie nikt
nie pamieta o katastrofie ekologicznej z 2042 seattle jest na równiku po przebiegunowaniu ziemi 10 września 2019



1 osoba uważa tę wypowiedź za fajną!

1 osoba uważa tę wypowiedź za fajną!



2 osoby uważają tę wypowiedź za fajną!

Daily Wonderlife
Artykuły
Artykuły