wonderlife.pl - Zostań gwiazdą
OLIVIA HYE STORY TEASER #2 [8D CREATIVE]
Czas 12 kwietnia 2021 Kategoria Oficjalnie
Tagi 8d creative | olivia hye | hunting season


Olivia Hye 2nd Mini Album "hunting season" coming May 2098

Kliknij tutaj, aby przeczytać poprzedni story teaser
Kliknij tutaj, aby obejrzeć teaser comebacku



Nieważne ile będę biec, jak bardzo będę starała się uciec, koniec końców i tak skończę w tym samym miejscu. Chciałabym oddać Tobie całe swoje ciało, chciałabym abyś złapał mnie za rekę i został moim Bogiem. W końcu zdałam sobie jednak sprawę, jakie żałosny jest ten sposób myślenia. Mimo tego moje niewinne pragnienie, nawet po zderzeniu się z bolesną prawdą, zamiast rozbić się – przyjęło po prostu zupełnie inną formę, przeszło transformację. Cała prawda została wymazana i zostałeś mi tylko Ty.

Pozwól, że wyjawię ci swoje grzechy.



V. ORIGINAL SIN



Bolesne ciepło Słońca na moim karku. Powiew ciężkiego powietrza w moich włosach. Szczyty przedzierające niebo przed moimi oczami. Wysoko, prawie jakbyśmy osiągnęły już pewną nieprzekraczalną granicę.

„Olivia! Znowu się ociągasz?” – młoda dziewczyna szarpnęła mnie za rękaw koszulki. Spojrzałam w jej głebokie, niewinne oczy i momentalnie zapomniałam o wszystkim. Poczułam się prawdziwą sobą. Tak bardzo długo na to czekałam.

„Przepraszam, już was doganiam…” – rzuciłam a uśmiech samoistnie wdrapał się na moją twarz. W końcu przestałam się czuć nieswojo. Wyszłyśmy obie z cienia pod którym stałyśmy i ruszyłyśmy w stronę pobliskiego pagórka. Cały krajobraz wyglądał bardzo majestatycznie, ale jednocześnie brakowało w nim pewnego realizmu. Po dotarciu w końcu zobaczyłam resztę grupy. Słońce stało się jeszcze bardziej nieznośne.

„No w końcu, ile można na was czekać? Nie dosyć, że musimy was ze sobą targać, to jeszcze jak na złość trzymacie ślimacze tempo!” – parsknęła na oko najstarsza dziewczyna i spojrzała się na resztę dziewczyn, jakby żądając od nich poparcia swoich słów. Jej długie czarne włosy idealnie odbijały promienie słoneczne. Kilka dziewczyn stojących obok niej przytaknęło jej ostentacyjnie.

„Musisz zawsze taka być? Co cię zbawi kilka minut?” – moja towarzyszka zebrała odwagę i zawrzeszczała na starszą koleżankę w mojej obronie. Nie spodziewałam się, że jej oczy potrafią tak zapłonąć. Mimowolnie schowałam się za nią.

„Jaka? Szczera? Nikt was tutaj nie chciał, tylko nas spowalniacie, wręcz nas sabotujecie. Na złość zgubiłaś tę mapę?” – czarnowłosa dziewczyna zwróciła się do mnie i zrobiła kilka kroków w moim kierunku, ewidentnie szukając zaczepki, oczekując konfrontacji. Jeszcze bardziej kurczowo złapałam się dziewczyny stojącej przede mną. Wiatr natychmiast ustał, jakby również on schował się za jakimś drzewem w oczekiwaniu na rozwój sytuacji, bojąc się zainterweniować.

Skąd się tutaj wzięłyśmy? Co tutaj właściwie robimy? Czemu kłócimy się o takie drobnostki? Miałam tak dużo pytań, które chciałam zadać, ale nic nie mogło mi przejść przez gardło. Czułam się, jakby wszystko było już z góry zaplanowane, jakbym spoglądała na jakiś obraz. Elementy sprawiają wrażenie ruchu, ale tak naprawdę są nieruchome, a kreski i odciski farby są już niezmazywalne.

Starsza dziewczyna odepchnęła moją „tarczę”, która upadła na trawę i kamienie obok. Dziewczyna syknęła głośno, jakby upadła na coś bardzo ostrego. Starsza dziewczyna stanęła ze mną twarzą w twarz, jej głowa przysłoniła Słońce i dała mi tym samym trochę cienia. Reszta grupy – te dziewczyny, które przed chwilą przytakiwały swojej koleżance – zmieszały się trochę, nie wiedząc jak zareagować.

„Nie masz swoich rodziców, że moi muszą tak się tobą zajmować? I wpychać cię do wszystkiego co robię, co?” – podniosła gwałtownie głos, a ja w reakcji na to odruchowo zamknęłam oczy. Zrobiłam to aż za instynktownie. Chciałam po prostu, żeby to wszystko minęło, tylko to dla mnie się w tym momencie liczyło, tak jak Tamtego Dnia.

„Chociaż patrz na mnie, jak do ciebie mówię!” – wykrzyczała, a ja poczułam na policzku nieprzyjemne uczucie ciepła. Powoli z jednego punktu uczucie to zaczęło przedzierać się na całą powierzchnię mojej twarzy. Było podobne do uczucia gorącego Słońca na twarzy, oprócz tego, że było to mniej stabilne ciepło. Dziewczyna uderzyła mnie jeszcze drugi, trzeci, czwarty raz.

„Ej, może już wystarczy, co…?” – nieśmiało zainterweniowała jedna z blondynek stojących na pagórku. Spojrzała na mnie z politowaniem, jakbym była skatowanym psem. Poczułam w środku swojego ciała ciepło. Czemu nie mogłam sama zawalczyć o sobie? Czemu musiałam być zdana na litość innych osób, których nawet nie obchodził mój los? Które robiły to tylko od niechcenia, żeby odgonić swoje wyrzuty sumienia?

Rozejrzałam się we wszystkie strony. Byłyśmy bardzo wysoko, ale drzewa, rośliny i trawy wcale nie przypominały tej flory, którą zazwyczaj widzi się na bardzo wysokich terenach. Wszystko było bardzo zielone, do tego stopnia że patrząc na ten kolor robiło mi się niedobrze, a oczy samoistnie zaczęły się przymykać, nie będąc w stanie znieść takiego natężenia koloru. Skierowałam wzrok jeszcze raz na karykaturalnie zielone drzewa. Niemożliwe jest aby w górach, zwłaszcza na takiej wysokości, mogły rosnąć jabłonie.

„Ona niszczy mi całe życie! Nie obchodzi mnie to, przez co niby przeszła, moi rodzice powinni być przede wszystkim moimi rodzicami, a nie zajmować się takimi śmieciami!” – dziewczyna wpadła w pewnego rodzaju histerię, odwróciła się ode mnie i tym razem skierowała swój gniew w stronę swojej przyjaciółki. Znowu poczułam blask słońca na swoim ciele. Czemu nie mogę nic zrobić? Czemu znowu muszę to oglądać? Naprawdę nic nie da się zrobić? Poczułam w sobie ogromną rozpacz, która z każdą sekundą, każdym wypowiedzianym zdaniem zaczęła być przekuwana w coś innego. Spojrzałam od niechcenia w bok, gotowa zamknąć na nowo oczy. Zauważyłam.

Moje Zbawienie.

„No dobra, ale zaraz się zrobi ciemno, nie możesz tego kiedy indziej z nią rozwiązać? Śpieszymy się też trochę przecież…” – dziewczyny zaczęły między sobą dyskutować. Mimo wielkiej prezencji czarnowłosej, nie była ona niepodważalnym autorytetem w tej grupie. Ewidentnie próbowała coś teraz ugrać, uzyskać szacunek całej reszty grupy. To nie ja jestem śmieciem. Śmieciem są tacy ludzie, jak ona. Świat byłby o wiele lepszy, gdyby ktoś pozbył się ich wszystkich. Czemu dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę? Zabolała mnie głowa.

„Gdyby nie ja to żadna z was nie mogłaby sobie nawet pozwolić na takie wycieczki i łażenie!” – najstarsza z dziewczyn znowu wydała z siebie ryk na blondynkę, po czym wróciła do mnie. W moich rękach spoczywało już Zbawienie. Kolejne ciepło na policzku. Kolejne echo w uszach. Przestań krzyczeć, błagam. W moim brzuchu powstało kolejne Słońce, jeszcze bardziej gorętsze od tego wiszącego nad nami. Podniosłam wysoko ostry kawał kamienia.

„Co ty robisz? Powaliło cię?” – dziewczyna odsunęła się o parę kroków, jakby nie chciała pokazać słabości, ale jednocześnie nie mogła całkowicie zignorować ostrego narzędzia w mojej dłoni. Wyglądała i zachowywała się jak zwierzę, które jest przerażone, ale jednocześnie wie, że nie może tego pokazać aby nie zdradzić swojej przegranej pozycji, więc nadal się pręży, warczy, pokazuje kły. Ciepło wypełniło całe moje ciało i rzuciłam się na przód, uderzając w torso dziewczyny z wielką siłą. Krzyknęła głośno, próbowała mnie z siebie zepchnąć, zaczęła się miotać. Zaczęłam na oślep uderzać kamieniem o jej twarz, czując tylko jak robi się coraz bardziej goręcej. Dziewczyna zaczęła skomleć, jakby była bezdomnym psem kopanym przez grupę rozwydrzonych dzieci. Spojrzałam się w góry, które pozostawały w oddali i uśmiechnęłam się. Twarz dziewczyny już dawno straciła swój pierwotny kształt, już dawno przestała się ruszać. Kamień został zabarwiony na czerwono, a krew przygrzana przez Słońce zdawała się już wrzeć. Znowu zostałam sama.

Mamo, a jak ty się czułaś Tamtego Dnia?



VI. MOBIUS FOREST



Po raz kolejny obudziłam się w tej samej, bardzo dobrze Nam znanej sali lekcyjnej. Który to już raz? Tak jak za każdym razem, zaczęłam odruchowo szukać wzrokiem Nauczycielki, Tablicy, pozostałych Dziewczyn z Ogrodu. Tym razem nie było na czym zawiesić oka. Zostałam całkowicie sama. Sala wydawała się być mikroskopijnie mała, jakby została zrobiona specjalnie dla mnie. Nie była już nieskończenie wielka, nie rozrastała się już się z każdym nowym więźniem. Wszyscy uciekli? Czy może zawsze byłam tutaj sama?

W pomieszczeniu było niebywale ciemno i zimno. Niesamowicie trudno było mi podnieść się z krzesła i stanąć na swoich nogach, czułam się jakby czas płynął zdecydowanie wolniej. Podeszłam do okna, podświadomie licząc na to, że zobaczę coś znajomego – że odnajdę coś do czego będę mogła się odnieść. Widok z zewnątrz przyprawił mnie tylko o jeszcze większy dyskomfort. Brama, która kiedyś stanowiła pewien Mur, pewną Barierę między Ogrodem a Lasem całkowicie zardzewiała i stała teraz otworem, równie dobrze mogłoby jej w ogóle nie być. Słońce całkowicie zniknęło z nieba, do Ogrodu nie trafiało już żadne naturalne światło ani ciepło, jedynymi źródłami światła były tutaj lampy, co do których jestem pewna, że nie było ich tutaj wcześnie. Kto mógł je w takim razie zamontować? Może nie zostałam całkowicie sama? Nie wiedziałam nawet sama, czy to byłby dobry znak. Wzdrygnęłam się, trochę w reakcji na chłód, trochę na myśl, że ktoś faktycznie musiał tutaj być.

Ludzie wiedzą za dużo, kierują się emocjami, potrafią kochać, ale też nienawidzić, a ich uczucia ostatecznie zawsze prowadzą do tragedii. Ignorancja jest nie tylko cnotą, ale także ostatecznym rozwiązaniem problemów. Od kiedy pierwszy raz obudziłam się w tym miejscu zawsze wierzyłam w to, co było mi wpajane. Nigdy nie kwestionowałam słów Nauczycielki, nigdy nie kwestionowałam tego, co zostało zapisane w księgach w Bibliotece. Teraz zaczęłam już jednak we wszystko wątpić. Nie tylko w to, co przedtem stanowiło moją Wiarę, co wyjaśniało moje istnienie. Zaczęłam wątpić w siebie. Co to właściwie za miejsce, skąd się tutaj wzięłam? Kim były pozostałe dziewczyny i czemu zostawiły mnie tutaj? Wszystko zaczęło mi się w głowie układać, aby w kulminacyjnym momencie, kiedy byłam już blisko odnalezienia odpowiedzi, rozpaść się na małe kawałki.

Jedyne co mogę zrobić, aby dowiedzieć się więcej, to wydostać się z tego Ogrodu, który ewidentnie stracił swój cel, pozostawił po sobie tylko skorupę poprzednie kompleksu. Przemierzając teraz te wszystkie korytarze, patrząc na mocno zabrudzone i zżółknięte obrazy, zdałam sobie sprawę jaką zwykłą fasadą było to miejsce. Czy Bóg może nazywać się Bogiem, jeżeli jedyne co potrafi to stworzenie takiego szkieletu jako swoje Królestwo? Kolejny raz poczułam ciepło rozchodzące się po moim całym ciele. Miałam ochotę w coś uderzyć, krzyknąć, poczuć i jednocześnie zadać ból. Poczuć się tak, jakbym była pod kontrolą, chociaż na chwilę.

Wróciłam na górę, do swojego pokoju. Wszystko w nim zdawało się pokazywać oznaki upływu czasu. Książki, które kiedyś z zaciekawieniem studiowałam stały się zakurzone, łóżko i pościel przybrały kolory szarości a z otwartej szafy wydobywał się bardzo nieprzyjemny odór stęchlizny. Serce zaczęło mi szybciej bić. Skoro wszystko tak zdążyło się zestarzeć, to co mogło stać się z… zaczęłam przeszukiwać każdy kąt pokoju, każdy pokryty kurzem zakamarek. Jednak Jabłka nigdzie już nie było.

Opuściłam główny budynek. Trawa na podwórku zaczęła już szarzeć, przy każdym kroku łamała się, wydając z siebie okropnie głośny dźwięk, jakby krzyczała z bólu. Ewidentnie Słońce nie docierało tu już od jakiegoś dłuższego czasu. Jak długo spałam? Co oznaczał mój sen? Nagle zebrał się wiatr, który normalnie byłby dla mnie bardzo przyjemny i odświeżający, w obecnej temperaturze był on jednak nie do zniesienia. Złożyłam razem ręce jak do Modlitwy, aby chociaż trochę się ogrzać. Od razu usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, dochodzący z budynku z którego przed chwilą wyszłam. Przestałam na chwilę oddychać, jakbym łudziła się, że przez to usłyszę więcej. Stałam tak w milczeniu przez chwilę, jakbym zamarzła. Nie do końca wiedząc czy cofnąć się, czy wyjść przez bramę i zniknąć na zawsze z tego upadłego Ogrodu.

Spojrzałam ostatni raz na cały Ogród i główny pałac, jakby czekając na jeszcze jeden znak, na jakiś powód aby tutaj zostać. Wszystko jednak pozostawało w idealnej ciszy, nawet wiatr się uspokoił, jakby chciał mi dać czas na to, aby dobrze się zastanowić. Wykonałam dokładnie znak krzyża i ruszyłam w kierunku bramy, która była wpół otwarta. Przecisnęłam się przez nią bardzo ostrożnie, patrząc na jej stan wystarczyłby jeden dotyk, jedno zetknięcie z siłą zewnętrzną aby cała runęła. Przed moimi oczami malował się wielki las z ogromnymi drzewami, które zasłaniały całe niebo. Wydawał się znajdować o wiele bliżej Ogrodu i Bramy niż pamiętałam. Poruszył się? Czy może wyrósł na nowo? Weszłam do lasu, a trawa pod moimi stopami znowu głośno zakrzyczała.



VII. THE LONE WOLF



Niepewnie popchnęłam wielkie, miejscami już spróchniałe drewniane drzwi. Starałam się przeanalizować całe pomieszczenie, ale słabe oświetlenie i późna pora na pozwoliło mi dostrzec żadnych szczegółów. Powietrze wydawało się być bardzo gęste i ciężkie, jakby dawno nikt tutaj nie wietrzył. Popatrzałam na ladę znajdującą się po prawej stronie. Nikogo nie było, jakby nikt nie spodziewał się nowych gości. Próbowałam już znaleźć schronienie w kilku miejscach, ale wszystkie hotele i schroniska w mieście były już dawno pełne. Nikt nie był gotowy na to, że w piątkowy wieczór nagle znajdzie się ktoś, kto chciałby na tą samą noc zarezerwować pokój. Moją ostatnią nadzieją był ten lekko naznaczony przez czas motel przy jednej z dróg. Skoro drzwi były otwarte, to z pewnością musi ktoś tutaj pracować…?

Nagle przy ladzie pojawił się starszy mężczyzna koło pięćdziesiątki o potężnej budowie ciała. Spojrzał na mnie wymownie i podniósł jedną brew, jakby sam nie był do końca pewny na co patrzy. Podszedł bliżej lady i wyciągnął duży zeszyt, który bardziej przypominał jakąś księgę, z racji na swoje gabaryty i pożółkłe strony.

„Szukasz noclegu?” – zmierzył mnie jeszcze raz wzrokiem i zapytał. Duchota w pomieszczeniu stała się jeszcze bardziej nieznośna, nie tylko z powodu tego, że była nas teraz dwójka.

„Tak…” – odrzekłam cicho, licząc, że tym razem usłyszę jakieś dobre wieści i uda mi się gdzieś spędzić moją pierwszą noc w mieście. Nie byłam do końca przygotowana do robienia takich rzeczy, właściwie nie wiedziałam nic.

„Z racji tego że jest piątek, to nawet najtańszy pokój cię sporo wyniesie… chyba, że chcesz spać ze mną, to będzie oczywiście na nasz koszt” – mężczyzna po krótkiej wymianie wzroku zdawał się już wiedzieć, z jaką osobą ma do czynienia. Bezbronną, zdesperowaną, która znajduje się daleko od domu. Z miejsca zrobiło mi się cieplej. „Wielka szkoda, że taka dziewczyna jak ty musi się szwendać nocami po takich miejscach…” – dodał po chwili, jakby zdał sobie sprawę, że jeżeli chce wykorzystać sytuację to musi być trochę delikatniejszy. Oblizał się obrzydliwie, jak sęp na widok powoli umierającego zwierzęcia.

„Nie trzeba” – odpowiedziałam trochę bardziej stanowczo, patrząc mu w oczy. Liczyłam, że mężczyzna odpuści sobie dalsze zagrywki. Nie potrafiłam jednak długo utrzymać kontaktu wzrokowego, po chwili odwróciłam wzrok w kierunku tych samych drzwi, którymi weszłam. Jakbym już planowała drogę ucieczki. Nie umknęło to uwadze mężczyzny, który wyszedł zza lady i stanął naprzeciwko mnie, zasłaniając mi widok na drzwi.

„Nie musisz zgrywać takiej silnej, przecież się tobą zaopiekuję, nakarmię, możesz tutaj zostać za darmo… pewnie uciekłaś od rodziców?” – osobnik nie dawał za wygraną, za dobrze znał się na polowaniu, wiedział, że kiedy zabierze mi drogę ucieczki to będzie miał większe pole do negocjacji. Jednocześnie spróbował kolejnego triku, tym razem rzucając we mnie fałszywą litością i udawanym zaangażowaniem. Było mi to za dobrze znajome. Znowu w środku zapłonęłam. Moją uwagę odwrócił jednak dźwięk skrzypiących schodów.

„Wszystko w porządku? Co tutaj dzisiaj tak tłoczno?” – nagle wszystkie manewry i polowanie zostały przerwane przez wysoki ale wypełniony chłopięcą energią głosik. Obejrzałam się za siebie. Po schodach właśnie zszedł młody blondyn, którego włosy i grzywka były tak długie, że właściwie zakrywały mu całkowicie oczy. Zastanawiałam się, jakim cudem udało mu się nie spaść ze schodów. Nagle położył swoją rękę na moim ramieniu. Nagle całe moje ciało zlodowaciało, a wewnętrzny ogień zgasł.

„Czekałem na ciebie! Możemy już wychodzić?” – rzucił nonszalancko do mnie i puścił mi oczko. 50-latek trochę się zmieszał i zszedł mi z drogi, powracając za ladę. Młody chłopak uśmiechnął się do mnie. Poczułam pewnego rodzaju ulgę, ale jednocześnie nie chciałam wpaść w kolejną pułapkę, więc starałam się zachować ostrożność, chociaż udawać, że się nie boję i byłabym w stanie jakoś się obronić w razie ataku.

„Nie mamy pokojów na dzisiaj…” – starszy mężczyzna ostatecznie poddał się. Wygrałam? Może i tak, ale tylko dlatego, że ktoś przyszedł mi na pomoc. Nie wiem czy miałam prawo z tego powodu odczuwać satysfakcję, ale jednak mimowolnie ucieszyłam się trochę.

Postanowiłam zaufać młodemu blondynowi i podążyć za nim, w końcu i tak nie miałam się gdzie podziać a on jako jedyny do tej pory zrobił dla mnie coś „dobrego”, jeżeli można nawet to tak nazwać. Wyszłam razem z nim na zewnątrz. Wyciągnął zapalniczkę i zapalił papierosa. W powietrzu nagle uniósł się jeszcze gorszy zapach niż ten, który panował w recepcji. Instynktownie zmarszczyłam twarz.

„Palisz?” – spytał dla pewności, chociaż po mojej reakcji na pewno zdążył się domyślić odpowiedzi. Pokręciłam głową. Nagle pomiędzy nami zaczęła unosić się pewnego rodzaju mgła, która w przeciwieństwie do mgły w Ogrodzie była o wiele rzadsza i zdawała się być nośnikiem tego nieprzyjemnego zapachu.

„Mieszkasz tutaj? Czemu?” – skoro już wyszliśmy razem to nic nie stało na przeszkodzie aby chociaż zachować pozory i poznać lepiej chłopaka, wyczuć jego intencje. Blondyn przez chwilę sprawiał wrażenie jakby nie usłyszał co do niego powiedziałam. Może przez tę mgłę? Byłam już prawie gotowa powtórzyć pytanie. Może znowu zachowałam się nietaktownie? Trudno było mi wyczuć co jest odpowiednie, a co nie.

„Tak, w pracy którą się zajmuje to dosyć normalne często zmieniać miejsce zamieszkania, zwłaszcza, kiedy się… dobrze zarabia” – chłopak w końcu odpowiedział. Czyżby moment ciszy był po to by mógł się zastanowić nad tym, co może mi powiedzieć a co lepiej żeby zostało niewypowiedziane? Nie do końca zrozumiałam sens jego słów.

„Dzisiaj też idę do pracy. Skoro nie masz gdzie się podziać, a dzisiaj już raczej niczego nie znajdziesz, to może chodź ze mną? Przynajmniej się trochę zabawisz, no i nie będziesz musiała stać sama na dworze, to chyba wystarczający argument, co?” – powiedział jednym tchem, pomiędzy jednym a drugim buchem papierosa, po czym uśmiechnął się do mnie. Znowu stanęłam na rozdrożach. Miał jednak rację. Robiło się coraz ciemniej, coraz niebezpiecznej, zwłaszcza dla mnie, podróżującej samej, bez swojej grupy, bez opieki watahy. Skinęłam głową na znak zgody. Po chwili ruszyliśmy z miejsca, oddalając się od motelu, a zbliżając się do kolorowych i oślepiających neonowych świateł miasta.

„A ty co tutaj robisz? Nie wyglądasz na miastową” – chłopak lekko mnie szturchnął, oczywiste było, że próbował mnie trochę rozluźnić. Mimo wszystko panowała między nami jakaś dziwna atmosfera, jakbyśmy nie do końca wiedzieli jak się traktować. Jak nieznajomi, czy osoby które już kiedyś się zdążyły poznać? Coś na pewno zdążyło się między nami kiedyś stać. I oboje cicho zastanawialiśmy się, co to właściwie mogło być.

„Można powiedzieć, że… szukam kogoś” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Prawda jednak była bardzo mglista i trudno się było przez nią przedrzeć aby dotrzeć do sedna. Jaki właściwie był mój cel? Kolejne intensywne zapachy zaczęły wypełniać moje nozdrza. Benzyna. Alkohol. Zioło. Moje uszy również zostały poddane atakowi ze strony głośnej muzyki.

Dotarliśmy do miasta.



VIII. City of Sin



Promienie sztucznego światła rozproszone na moim ciele. Duchota i ciepło ciał złączonych ze sobą. Zagłuszająca wszystkie myśli muzyka. Lekki szum w głowie, jakby nagle znikąd zebrała się wielka fala, gotowa uderzyć o wybrzeże. Plastikowy smak słodkiego alkoholu na ustach. Wzięłam kolejny łyk. Powoli wtapiałam się w tło, stawałam się częścią tego krajobrazu, częścią tego kolorowego obrazu.

Chłopak który mnie tutaj zaprowadził szybko się ulotnił, poszedł robić „interesy”. Na początku nie miałam pojęcia o co mu chodzi, ale teraz już zrozumiałam. Nie trudno było się domyślić czym się zajmuje. Muszę przyznać, że alkohol zdawał się dobrze spełniać swoją rolę. Wydawało mi się, jakby cała moja przeszłość, cała moja historia, każda nić łącząca mnie z Ogrodem została zerwana. Pytanie, jak długo ta fatamorgana będzie w stanie się utrzymać? Usiadłam przy barze, gotowa zamówić kolejnego słodkiego aż do przesady drinka. Mój wzrok spotkał się ze wzrokiem innego mężczyzny siedzącego niedaleko mnie. Znowu poczułam się, jakbym kiedyś już się z kimś spotkała. Jakbyśmy kiedyś zdążyli już przeniknąć siebie. Automatycznie poczułam jakieś niepisane napięcie pomiędzy nami. Chłopak rozwiał zbierająca się mgłę. Zapłacił za mnie i nieśmiało podał mi swoją dłoń, zaprosił mnie do tańca. Zrobiło mi się przyjemnie ciepło. Tak, jakbym czekała na ten moment już kilkadziesiąt letnich dni.

Mój pierwszy taniec. Niezręczny, niezgrabny, niezdarny. Nieśmiały. Alkohol i atmosfera tego miejsca zaczęły mi się jednak powoli udzielać. Zbliżałam się coraz bliżej do chłopaka, ku jego zaskoczeniu. Chciałam poczuć jego ciało jak najbliżej siebie. Nie potrafię opisać tego uczucia – chciałam go posiąść. Początkowo zdawał się trochę opierać, jakby był czymś przerażony. W końcu jednak wpuścił mnie do siebie, a ja byłam już pewna, że to nie przypadek, że na siebie trafiliśmy. Po raz pierwszy poczułam się w pełni żywa, wypełniona emocjami, ze wspomnieniami z tyłu głowy, które mimo wszystko nadal mnie uwierały. Chciałam, żeby ten wieczór, ten moment trwał wiecznie. Alkohol albo w tym momencie całkowicie ze mnie wyparował, albo całkowicie wdarł się w każdą żywą komórkę mojego ciała – trudno było mi to ocenić. Czułam, że w końcu trafiłam na odpowiednie miejsce na wykresie, że wszystkie punkty w końcu znalazły się na swoim miejscu.

Trzecia w nocy. Obudziłam się kolejny raz w nie swoim mieszkaniu. Nie mam pojęcia ile razy już podobna sytuacja miała miejsce. Za każdą powtórką szukałam tego samego – tego samego uczucia i tego samego płomienia, który zapłonął mojej pierwszej nocy w mieście, z tamtym chłopakiem. Niestety rzeczywistość okazała się o wiele bardziej monotonna i szara niż sobie wyobrażałam. Rzuciłam wzrokiem na mężczyznę śpiącego głęboko na wielkim łóżku. Westchnęłam lekko, na tyle cicho aby go nie obudzić. Zaczęłam szukać jego spodni. Przeszukiwałam kieszenie. Bingo. Otwarłam portfel i wyciągnęłam kilka banknotów, które przydadzą mi się bardziej niż jemu. Znalazłam też swoje ubrania i powoli szykowałam się do wyjścia. Stanęłam na chwilę przy portfenetrze i spojrzałam się na miasto – z jednej strony śpiące, z drugiej strony ciągle pozostające w ruchu. Indywidualne, ale tworzące jeden organizm. Tolerancyjne, ale surowe. Otwarte, ale nie pozwalające nikomu się zatrzymać. Zapaliłam papierosa.

Czy Ogród Eden kiedykolwiek rzeczywiście istniał? Jeżeli tak, to czemu Bóg nagle zniknął? Czemu pozwala mi na taką tułaczkę, takie życie? Czemu nie potrafi mnie wziąć z powrotem do siebie? To ja byłam Mu najbardziej wierna. Czemu mam odpowiadać za grzechy Innych? A może ja sama też zdążyłam już przeciwko Niemu zgrzeszyć?

Czasami wydawało mi się, że miałam już ustalony cel w głowie. Odnaleźć inne dziewczyny. Spytać, czemu To zrobiły. Czemu mnie zostawiły całkowicie samą, czemu obróciły się przeciwko Bogu, czemu zjadły te przeklęte Jabłka. Jednak im dłużej o wszystkim myślałam, tym bardziej zaczęłam je rozumieć. Ale przez to wszystko co widziałam w Mieście zaczęłam także coraz lepiej rozumieć Boga. Może on chciał nas ochronić…? Pozwolić trwać w bezemocjonalnym stanie?

Z myślotoku wyrwał mnie dźwięk czyiś kroków na korytarzu. Zawahałam się na chwilę. Policja? Junji? Może dziewczyna tego faceta? Kroki zdawały się być coraz bliżej, stawały się coraz głośniejsze. Dźwięk na chwilę ustał, aby po chwili znowu się wznieść. Tym razem jednak coraz bardziej oddalał się ode mnie. Zebrałam w sobie odwagę i otworzyłam drzwi. Wyszłam z mieszkania. Rozejrzałam się we wszystkie strony. Nikogo już nie było. Może gdybym była trochę szybsza…

Byłam już gotowa zamknąć z powrotem drzwi, kiedy spostrzegłam coś na podłodze. Jabłko. Zszarzałe, wyschnięte, bardzo suche. Jedynie w kilku bardzo małych miejscach dało się dostrzec czerwone plamy. Odruchowo podniosłam owoc. Pod nim leżała mała karteczka, na której było coś napisane czarnym długopisem. Przyjrzałam się jeszcze raz Jabłku. Wyglądało zupełnie inaczej niż to, które widziałam ostatnio w Ogrodzie. Jakby ledwo zdawało trzymać się w całości. Może właśnie w tym tkwił cały Klucz? Może to pozwoli mi dowiedzieć się czegoś więcej? Nie miałam już nic więcej do stracenia.

Przybliżyłam twarz do owocu. Otworzyłam lekko usta, gotowa zatopić swoje zęby w Zakazanym Owocu. W głowie głośno zagrzmiały mi słowa zapisane na kartce. To nie będzie twój pierwszy raz. Słońce obudziło się we mnie po raz kolejny i wzięłam dużego gryza.

I am as I am as I am.




 
avatar
 
zawsze po premierze z zbieram szczękę z podłogi…

1 osoba uważa tę wypowiedź za fajną!